W Codzienniku Artystycznym kontynuujemy temat protestu antykolonialnego i zaglądamy na Filipiny, gdzie tworzy Cian Dayrit. Artysta jest twórcą multimedialnym, urodzonym w 1989 roku.
Dayrit tworzy, wydawałoby się, piękne obiekty – haftowane obrazy, dzieła odwołujące się do tradycji map. Jednak jego mapy próbują dokonać rewizji kolonialnej symboliki, chociażby tak jak tu, pokazując świat z dominacją Południa. Nam na Północy, które dokonało swojej projekcji siły także przez mapy, trudno nawet zrozumieć, na co patrzymy.
Ta metoda kontra-kartografii, czy anty-kartografii, z której korzysta artysta jest niezwykła. Z jednej strony przedstawia nieistniejące, nierealne światy. Ta nietypowa koncepcja pokazuje w jaki sposób od dziesięcioleci sztuka uprzywilejowała niektóre narracje w przedstawieniu konkretnych terytoriów.
Zaproponujemy więc kilka refleksji, które nasunęły nam się po oglądaniu prac Dayrit.
Po pierwsze warto pamiętać, że w Polsce żyjemy w przestrzenie wymieszanej symboliki. Z jednej strony jesteśmy społeczeństwem chłopskim, a nasi przodkowie byli niewolnikami systemu feudalnego wyzysku. Z drugiej jednak daliśmy sobie wmówić, że to my, pańszczyźniani chłopi, jesteśmy spadkobiercami kolonialnej tradycji garstki polskiej szlachty. Nawet więcej: że nasi przodkowie żyli w pałacach i nazywali się Braniccy. No nie, nie nazywali się. Żyli w czworakach i nazywali się Janko lub Antek.
Po drugie może warto pomyśleć, że mamy zaburzone współodczuwanie, a symbolika prześladowców wydaje się nam bliższa. Dlaczego? Chociażby przez sentyment do katolicyzmu, który tłoczy nam do głowy opowieść dominacyjną. Warto sobie przypomnieć, że nosimy ją wypisaną na plecach batogami. Wspominamy sztukę antykolonialną raz po raz właśnie po to, by się przyzwyczaić do pieśni niewolniczych. Byśmy odnajdywali nasze prawdziwe sojusze, które leżą tam, gdzie pod pokładami leżeli czarni skuci łańcuchami.