
Leonora Carrington to brytyjska pisarka i malarka, która większość życia spędziła w Meksyku.
Z twórczością surrealistyczną trzeba ostrożnie, gdyż malarstwo – nawet hiperrealistyczne – ciągle jest surrealistyczne. To w końcu nałożone na płótno plamy koloru, które nasze mózgi interpretują jak umieją – wedle wzorców, które są w nich zakodowane.
Malując surrealistycznie zawsze można wpaść w pułapkę udziwniania lub bajkowości dla ubogich. W przypadku Carrington mamy jednak udaną próbę. I nie dotyczy to tylko jej malarstwa, ale także prozy – o czym można się przekonać czytając jej Trąbkę do słuchania.
Wystarczy przeczytać jej biogram, by wpaść podziw. Dlaczego? Carrington była postacią nietuzinkową. Wielokrotnie wydalano ją z katolickich szkół, a matka przepowiadała jej, że zostanie czarownicą. Studiowała malarstwo we Florencji i Londynie, gdzie poznała Maxa Ernsta, z którym żyła w burzliwym związku. Gdy razem wyjechali do Paryża, to tam powstał jeden z jej najpopularniejszych obrazów – Gospoda pod Koniec Świtu, inaczej nazywany Autoportretem.
Jednym słowem – była skandalistką. Potrafiła w eleganckiej restauracji posmarować sobie stopy musztardą, albo „zgubić” ubranie w trakcie balu. Przyrządzała nietypowe potrawy, takie jak omlety z włosami, które obcinała w nocy śpiącym gościom, a następnie serwowała je im na śniadanie. Gdy żyła w Meksyku, zapoznała się ze środowiskiem Fridy Cahlo, ale nie doszło miedzy nimi do przyjaźni – nie polubili się, odnalazła za to miłość życia w postaci węgierskiego fotografa, Emerico Weisza.
Ważną postacią w życiu Carrington była Remediosa Varo – również hiszpańska surrealistka. Varo, podobnie jak Carrington, uciekała z Europy przed wojną. Dla Carrington stała się bratnią duszą – połączyły je podobne zainteresowanie surrealizmem, astrologią, reinkarnacją. Charakterystyczne dla ich znajomości jest wspólne opracowywanie receptur kulinarnych, które miały powodować erotyczne sny, albo spełniać nierealne marzenia.

