Olafur Eliasson i jego Weather Project z 2003 roku pokazany w hali turbin londyńskiej Tate.
Wielkie boskie słońce plus lustro na suficie, w którym zwiedzający mogli zobaczyć siebie jako maleńkie czarne cienie na tle masy pomarańczowego światła. W powietrzu zawieszona mgiełka ze słodzonej wody.
Eliasson postrzega pogodę – wiatr, deszcz, słońce – jako jedyne rzeczywistych sposoby na spotkanie z naturą, dostępne dla osób żyjących mieście. Dla niego londyński projekt jest sposobem na odtworzenie potęgi natury dla ludzi zamkniętych w nowoczesnej przestrzeni odcinającej ich od sił, którymi kiedyś byli poddani.
Współczesne miasta, budujące coraz wyższe ściany, wypełniające się cieniem rozświetlanym przez sztuczne światło, coraz mniej potrzebują słońca. Słońce służy nam już tylko jako lampa podświetlająca krajobrazy oraz źródło energii dla słonecznych paneli. Pogrążone we własnym narcyzmie miasta zapominają, że to słońce jest bogiem i podsuwają na jego miejsce własnych idoli.
Wielu zwiedzających odpowiedziało na tę wystawę leżąc na plecach i machając rękami i nogami w kierunku lustra. Krytyk sztuki Brian O’Doherty opisał to w ten sposób: widzowie odurzeni własnym narcyzmem, zastanawiają się, jak wzlecieć w niebo”. Otwarta przez sześć miesięcy wystawa podobno przyciągnęła dwa miliony odwiedzających, z których wielu było powracającymi gośćmi. O’Doherty był pozytywnym recenzentem wystawy, a rozmawiając z magazynem Frieze w 2003 roku, stwierdził, że był to „pierwszy raz, kiedy zobaczyłem niezwykle ponurą przestrzeń – jak trumnę dla giganta – zrewitalizowaną w tak skuteczny sposób”.
Warto spojrzeć na inne realizacje tego artysty dotykające problemu zmian klimatycznych na Ziemi.